poniedziałek, 18 marca 2013

Na pocieszenie babeczki

          4 dni wolnego - miało być pięknie, ale niestety w tej pracy to oczywiście nie do osiągnięcia. Przez dwa tygodnie koordynatorzy chodzą i mówią, że tak będzie, po czym przychodzi co do czego i oczywiście okazuje się, że nie będzie. Właściwie nawet mnie to nie zdziwiło...Ale nie o to chodzi - (właściwie teraz, jak już wiem kiedy wracam chcę pracować jak najwięcej godzin) - chodzi o podejście - wszystkie święta w pracy, nikt nie pyta się Polaków o zdanie. Niemcy oczywiście mają wolną, a my? A my jak zawsze musimy odwalać za nich robotę. Najbardziej jednak szkoda mi ludzi, którzy chcieli jechać na Wielkanoc do rodziny ale w przypadku kiedy w sobotę a następnie we wtorek muszą iść do pracy, nie opłaca im się jechać 700km. I tak sobie możesz coś tutaj zaplanować. Wigilia też miała być wolna, no własnie miała....
         
          Na pocieszenie zrobiliśmy sobie dzisiaj z S babeczki :)


Zdjęcie z internetu - nasze były bardziej koślawe ;P ale pyszne :) 

niedziela, 17 marca 2013

Coś pozytywnego i pranie

          Jeszcze 2 miesiące i 2 tyg i dom! Wiecie co będzie najciekawsze? To, że tak strasznie nie lubię tego miejsca, tak chcę do domu a mimo wszystko będzie mi szkoda wyjechać. Będę tęsknić szczególnie za ludźmi i za cenami w sklepach :P. Przed wyjazdem wszyscy nas straszyli,  że na Polaków za granicą trzeba uważać. W moim przypadku na szczęście się to nie sprawdziło, gdyby w kraju ludzie byli dla siebie tak pomocni i mili, żyłoby się w pl zdecydowanie lepiej.
          A teraz z innej beczki. Lubie rozwieszać pranie, lubię zapach świeżo wypranych ciuchów. I właśnie dzisiaj przy tym rozwieszaniu tak strasznie zatęskniłam za domem. Za moją suszarką, za pralką, za łazienką nawet za miską do prania i za koszyczkiem na czyste ciuchy. Niby nic a jednak tak wiele. Staram się nie myśleć o powrocie tylko cieszyć się chwilą - cieszyć się pięknym zapachem świeżo wypranej bluzy.
          A Wy lubicie rozwieszać pranie?

Jeszcze 76 dni...

Znalazłam zdjęcie



Tej o to suszarki - posiadamy w mieszkaniu taką samą i chciałam się z Wami podzielić opinią. Jak dla mnie ta o to suszarka sprawdza się tylko i wyłącznie jako wieszak (czyli składamy wszystkie "druciane półki"). Bardzo ciężko wiesza się na niej spodnie czy bluzy, odległości są za małe i jeżeli na samej górze powieśmy bluzę to środkowa półka musi być złożona, czyli zostaje nam ta na samym dole, gdzie możemy sobie powieść letnie, krótkie koszuli i bieliznę.Ma ona jednak jedną ogromną zaletę - kółeczka :) Jeżeli ktoś ma taką suszarkę i jest zadowolony to proszę pisać, może czegoś nie odkryłam :)  

piątek, 15 marca 2013

Zły pomysł - zdecydowanie zły pomysł!

          I tak oto w skrócie prezentuje się historia naszego wyjazdu. Dzisiaj leci już 5 miesiąc jak tutaj siedzę i z każdym dniem coraz bardziej chce mi się do domu. Na szczęście już 1 czerwca będę najszczęśliwszą sobą na świecie :) Tak wracamy do domu! Do Polski, bo przecież "Polska jest piękna" jak głosił wielki napis w gazecie, którą czytałam będąc w domu tydzień temu.
A teraz do tytułu - dlaczego zły pomysł? Tytuł odnosi się do mieszkania przez 3 miesiące w jednym małym pokoiku z T.
          Chciałam mieć dobre serce i nie zostawiać jej na pastwę losu - kiedy przyjechaliśmy na miejsce nie wiedzieliśmy czy w pokojach będziemy sami czy z obcymi osobami, więc żeby się nie okazało, że T musi mieszkać z kimś kogo nie zna zdecydowaliśmy się na pokój 3 osobowy. Do dzisiaj pamiętam jak właściciel ośrodka B. pytał się dwa razy czy na pewno chcemy trójkę. Decyzja zapadła 3 i już.
          Pokoik okazał się nawet, nawet dwa łóżka (jedno małżeńskie), szafa, szafka i stolik trochę ciasno ale nie ma tragedii. Łazienka wspólna jedna na piętro, kuchnia jedna na 3 piętra (po miesiącu zrobili na każdym pietrze, małe kuchenki).
          Przez pierwsze 2 tygodnie było całkiem miło ale po tym czasie już żałowałam, że zgodziłam się na 3. Dwie panie domu na tak małej przestrzeni o tak różnych poglądach to jest istna masakra. Dla mnie porządek w domu nie jest na pierwszym miejscu - nigdy nie był. Oczywiście, nie żyje pod toną śmieci ale "dopuszczam" bałagan w domu. T natomiast twierdzi, że musi mieć idealny porządek - ok każdy żyje jak mu się podoba, ale czy na pewno idealny porządek jest, w tedy kiedy jedną szmatką czyści się całą łazienkę (tak całą)? I zaczęło się...wieczne narzekanie kobiety, która ma ponad 40 lat. Foch i narzekanie był na porządku dziennym. A bo mamy łóżko nie pościelone - no sorry ale ja się nie wtryniam w jej spanie.  A bo mam ciuchy nie poskładane, nie wyprane, nie pochowane, bo postawiłam coś nie tam gdzie ona sobie życzyła jak dla mnie totalny kataklizm.
          I może byłoby lepiej, gdyby nie fakt, ze sam wyjazd znosiłam bardzo fatalnie. To był jeden wielki ryk (nie płacz - ryk), chciałam jechać do domu było mi naprawdę bardzo ciężko a ona nie pomagała. A jako moja przyszła teściowa wydaje mi się, że powinna. Gdyby nie S nie dałam bym sobie rady. A właśnie co na to S? Miał bardzo trudną sytuację z jednej strony matka a z drugiej przyszła żona. Matka, która wiecznie się o wszystko czepia i we wszystko wtyka nos (obiad jedliście, ręce umyte?) i ja, która już ma dość i nie wytrzymuję.

          To tylko początek później jest jeszcze lepiej. Oczywiście wiem, że gdyby T wam to opowiedziała to ja byłabym tą złą. Mimo, że staram się Wam to przestawić jak najbardziej obiektywnie to chyba mam już taki wielki żal do niej, że do końca mi się to nie uda.

niedziela, 24 lutego 2013

Jedziemy!

          Czekałam w pracy na jedzenie, które miał mi przywieść S., spóźniał się już ponad pół godziny a mój brzuch odzywał się coraz głośniej. Po długim oczekiwaniu odebrałam telefon dzwonił mój S:
- kochanie spóźnię się chwilę, ale powinnaś się cieszyć
- dlaczego? - zapytałam zdenerwowanym głosem
- bo mamy pracę w niedzielę jedziemy!
          I tu zapadła chwila ciszy a mój brzuch zapomniał, że jest głodny. Po godzinie S był już u mnie z jedzeniem i to był pierwszy raz, kiedy nie zjadłam chińskiego dania na wynos. No i zaczęło się załatwianie wszystkich spraw. Trzeba było pojechać podpisać umowę, założyć konto walutowe, sprawdzić wszystkie dokumenty, spakować się i ogarnąć trochę mieszkanie. A mieliśmy na to całe dwa 2 w tym sobotę - więc szału z czasem nie było. Ale udało nam się. Pojechaliśmy.

środa, 20 lutego 2013

Krótka historia o T.

          Średniego wzrostu, blondynka z grzywką opadającą na czoło. Od ponad 20 lat z jednym mężem i trójką dorosłych dzieci. Barmanka. Mieszkająca w średniej wielkości mieszkaniu. Brzmi dobrze nie? Ale w rzeczywistości już tak kolorowo nie było. Praca w barze w świątek, piątek i niedzielę - tak to już jest jak ma się własny interes. 20 lat stażu małżeńskiego - z mężem, który lubi sobie wypić i co najgorsze ciągnąć tak przez 2-3tygodnie. W tym czasie robiąc wieczne awantury o wszystko i o nic, nie tylko jej ale i dzieciom. Ich związek właściwie polegał na mijaniu. On w pracy od rana do 17, ona od 17 do zamknięcia, strzępki rozmów prowadzone tylko gdzieś w miedzy czasie, w przelocie krótki "cześć, co na obiad?".
          Dlatego, też postanowiła, że ucieknie - tak ucieknie. Dosłownie, nic nie mówiąc mężowi postanowiła spakować swoje rzeczy i pojechać z nami. Wszystko było robione w tajemnicy. W tym momencie ogrania Was pewnie współczucie - "biedna kobieta" i tu się mylicie. Ale o tym później. 

wtorek, 19 lutego 2013

Poszukiwania czas zacząć!

       Po wybraniu kraju (teraz już wiem, że nie był to zbyt trafny wybór) - czas zacząć rozglądać się za pracą. Poszukiwania naszego nowego, lepszego życia - zaczęliśmy w Opolu. I tu pewnie zastanawiacie się czemu w Opolu - odpowiedź jest prosta, kiedyś kolega, kolegi, koleżanki brata dostał się tam do pracy. A my jako początkujący "poszukiwacze" musieliśmy mieć jakiś punkt zaczepienia. W trakcie poszukiwań okazało się, że chce z nami jechać mama mojego S. oczywiście zgodziłam się - nasze stosunki jeszcze w tedy były naprawdę dobre.
        Z Opola wróciliśmy bardzo rozczarowani - mało tego, że nie dostaliśmy żadnej pracy, to nawet nie przedstawiona nam ani pół oferty. Faktycznie wymagania mieliśmy bardzo duże 3 osoby, w jedno miejsce bez języka i jeszcze do tego szukający oferty z noclegiem :)

poniedziałek, 18 lutego 2013

Wyjchać - łatwiej powiedzieć czy zrobić?

                  Decyzja o wyjedzie, plątała się gdzieś po naszych głowach już od jakiegoś czasu i jak bumerang powracała za każdym razem, kiedy brakowało pieniędzy. Aż stało się, kiedy to popsuło się auto, interesy nie szły i kiedy okazało się, że kupka z pieniędzmi topnieje szybciej niż lód wiosną postanowiliśmy jednogłośnie, że jedziemy. I tak zaczęły się wielkie poszukiwania - ustaliliśmy kraj - Niemcy - z racji tego, że blisko. No dobra kraj mamy a co dalej?

Ale może tutaj kilka słów wyjaśnienia - truskawkowa-truskawka to opis moich własnych przeżyć i odczuć. Wszystko będzie opisywane z mojej perspektywy - historia oparta na faktach ;)
Udział biorą
Ja - czyli M.
Mój TŻ - czyli S.
Przyszła teściowa - czyli T.
i inni, którzy gościć będą tylko na chwilę :)